Tak jak gdy opisywałem poprzednie kraje, trudno było znaleźć jednego porządnego zawodnika, tak u Litwinów muszę wybierać kogo wam przedstawić.
Chyba najlepszym litewskim koszykarzem był Arvydas Sabonis. Olbrzymi center (2.20 wzrostu!) imponował znakomitym wyszkoleniem, umiejętnością ustawiania się, zbierania piłek, "czytania" gry, trafiania z dystansu (często punktował rzutami za 3 pkt.) oraz niekonwencjonalnego rozgrywania. Po prostu nie był drewniakiem, jak większość wysokich białych w tym czasie. A był to najlepszym czas dla koszykówki na całym świecie. Sabonis na początku kariery grał w Europie (1981-1995). W 1986 roku Arvydas w barwach Żalgirisu Kowno sięgnął po Międzykontynentalny Puchar im. W. Jonesa (nieoficjalne mistrzostwa świata klubów koszykarskich) pokonując w finale Cibonę Zagrzeb. W czasie występów w Europie czterokrotnie został wybrany najlepszym graczem Starego Kontynentu - w latach 1984, 1985, 1993, 1995. W 1995 r., przekroczywszy 30 lat, Sabonis wreszcie pojawił się na parkietach NBA. Powiedział dziennikarzom: "Nie mam już nic do udowodnienia w europejskiej koszykówce, została już tylko NBA". Grając w barwach Portland Trail Blazers już w pierwszym roku został m.in. Graczem Tygodnia i Debiutantem Miesiąca (kwiecień 1996), a na koniec sezonu był nominowany do tytułu Debiutanta Roku (w wieku 32 lat!) i Rezerwowego Roku. Wystąpił w Meczu Debiutantów podczas NBA All-Star Weekend. Mimo zniszczonego zdrowia (kolana, ścięgno Achillesa) z sukcesami występował w Portland przez siedem lat (z wyjątkiem sezonu 2001-2002), pomagając drużynie m.in. dotrzeć do finału Konferencji w 1999 (Mistrzostwo Dywizji) i 2000 r. Przez wielu fachowców, także z NBA (Scottie Pippen, Bill Walton, Sean Elliott, Dino Rađa), uważany za jednego z największych środkowych wszech czasów i najlepszego koszykarza Europy swoich czasów.
Obecnie w reprezentacji Litwy widać wyraźną zmianę pokoleniową. Odchodzą powoli starzy, doświadczeni zawodnicy tacy jak np. Sarunas Jasikievicius (swojego czasu najlepszy combo-guard w Europie), Ramunas Siskauskas czy Zydrunas Ilgauskas (choć ten nie palił się do gry w kadrze narodowej). Jeśli kiedyś zobaczycie na parkiecie euroligowym wysokiego centra o dziwnym słowiańskim nazwisku Lavrinowic, nie myślcie, że jest to kolejny dobry Serb, Chorwat czy Słoweniec. W zasadzie jest ich dwóch, bo chodzi tu o braci Ławrynowiczów, którzy są Polakami pochodzącymi z Litwy. Dariusz gra w Fenerbache Stambul a Krzystof w Montepaschi Siena. Obaj bracia mieli szczęście urodzić się w czasach, kiedy na Litwie szanowano jeszcze prawa mniejszości narodowych, ich nazwiska są pisane więc Lavrinovic a nie Lavrinovicius.
No to do boju!