W końcu jestem (wynik znałem na bieżąco, ale nie miałem dostępu do neta).
Na na gorąco to mogę powiedzieć tyle, że sztuką jest wygrać mecz, kiedy nie zagrało się najlepiej, a nawet słabo. No cóż, mówię to otwarcie, nie był to na pewno nasz najlepszy mecz, sporo słabszy niż pierwszy mecz z Litwą, ale po mimo tego, że nie zachwyciliśmy to jednak udało się:
- po pierwsze pokonać gospodarzy turnieju, a to naprawdę nie jest nigdy łatwe. Turcja wygrała z nimi tylko dlatego, że grali z wyższym entuzjazmem i zobaczycie, że Łotwa jeszcze namiesza w tej grupie
- po drugie graliśmy "wróblem" ;) Nie było żadnego umawiania, nawet nie wymieniliśmy ani jednego maila z selekcjonerem Łotwy, bo uważałem, że byłoby nietaktem proponować ich selekcjonerowi grę "wróblem", bo wiedziałem, że są słabsi i potrzebują wygrać za wszelką cenę. Pod tym względem mieliśmy więc sporo szczęścia, bo byłem pewny z ich strony tego środkowego ptaka (nie pamiętam jaki to był), a nawet liczyłem się z możliwością tego największego. U nas od początku nastawiłem się na utrzymanie entuzjazmu ;)
To były 2 główne cele, zwycięstwo i utrzymanie entuzjazmu ;)
Styl? No cóż, do tej pory można powiedzieć, że deklasowaliśmy rywali. Teraz było ciężko, ale kto 2 tygodnie po ME będzie pamiętał o stylu w jakim zagraliśmy ten mecz ;) Nie zawsze można zwyciężać pięknie, a słabych i przypadkowych drużyn naprawdę już tutaj nie ma ;)
No i po trzecie, w końcu nasze orzełki mogły się sprawdzić w nerwowej końcówce. Do tej pory gładko zwyciężaliśmy, dzisiaj było na styk. Na szczęście wytrzymaliśmy ciśnienie i presję. Fajnie też, że po kiepskiej I połowie w II jednak udało się zdobyć i utrzymać przewagę.
Więcej szczegółów za chwilkę ;)
Dzięki wszystkim za gratulacje i miłe słowa ;)